niedziela, 18 maja 2014

Zamieszanie wokół "Ele-men-tarza" MEN

"Jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził"


Od chwili, gdy zrezygnowano z jednego słusznego i poprawnego politycznie Elementarza słyszałam opinie o tym, jakie te wydawnictwa są okrutne. Narzekano na to, że:
  • książki są drogie i ciężkie mamy plecaki,
  • każdy rocznik ma inny podręcznik, ba nawet każda szkoła z innym pracuje (co w przypadku jej zmiany skutkowało ponownym zakupem pakietu) - tak naprawdę wedle przepisów inny podręcznik mogłaby mieć każda z klas w szkole,
  • dochodziło do nadużyć, bo wydawnictwa prześcigały się w oferowaniu "dodatków", co w niektórych szkołach zostało ukrócone, w innych z tegoż faktu korzystano. Pomijam fakt, iż od wyposażenia szkoły w pomoce dydaktyczne jest odpowiedzialny ktoś inny niż wydawnictwo. 
Podręcznik do szkoły podstawowej Nasz Elementarz
Teraz  słyszę, że:
  • zbyt kolorowy, 
  • litery źle wprowadzane, 
  • "Tola ma tablet" a tablet to złooo, 
  • plagiat,
  • nieprzemyślany,
  • tylko jeden - rządowy, itd....
Szykuje nam się powrót do idei jednego podręcznika. Pozbywamy się problemu wielości i różnorodności, nawet wysokiej ceny za pakiet, ale jego treści łatwo będzie podporządkować "jedynej słusznej sprawie". Obawiam się scenariusza, w którym zauważymy, iż co rząd, to nowy podręcznik się pojawi. Ten - z tęczą i gender, a za parę lat wprowadzający nastrój zadumy nad utraconą wielkością z XVI wieku, umartwiający się nad klęskami narodowymi z jednej strony a z drugiej puszący nie wiadomo czym, nie wiadomo po co. Rządzący będą mieli pole do popisu, bo autor zrobi to, za co mu zapłacą. Nauczyciele? To się okaże...